Recenzja Jupitera miała już miejsce w 2012, wówczas nie było szansy na porównanie go z bardziej profesjonalnym sprzętem pomiarowym współczesnej produkcji, obecnie trafił w moje ręce komplet w kolorze żółtym, postanowiłem więc wykonać ponownie test, ale tym razem znacznie dokładniejszy.
Recenzja może diametralnie różnić się w niektórych aspektach względem poprzedniej, jednak z sentymentu pierwsze recenzje będą cały czas dostępne na blogu, być może część z nich odświeżę z czasem, tworząc nową recenzję, ale spoglądając już bardziej profesjonalnym okiem na ich wykonanie i użyteczność.
Poprzednia recenzja znajduje się TUTAJ
W zestawie znajduje się:
- Kartonowe pudełko
- Wytrzymałe etui z tworzywa sztucznego
- Instrukcja w języku rosyjskim
- Dozymetr Jupiter SIM-05
Istniał również zestaw z zasilaczem pod akumulator samochodowy 12V.
Dozymetr nie jest obecnie już produkowany, wnioskuje, że był wytwarzany w latach 1990 do 1993, w chwili obecnej możemy nabyć jedynie używane egzemplarze na aukcjach internetowych, cena zazwyczaj wynosi około 300-400 złoych.
Obudowa w całości wykonana została z tworzywa sztucznego, użyty plastik co prawda jest odpowiednio gruby, nie trzeszczy przesadnie, jednak samo spasowanie nie jest wzorowe, wewnątrz może dostać się pył, kurz itp, blaszki na przedzie i tylnej stronie często są krzywo cięte względem wydruku informacyjnego, napisy funkcyjne potrafią się dość łatwo ścierać, generalnie klasa wykonania podobna do większości mierników z tego okresu.
Wyświetlacz to bodaj ten sam model, który zastosowano w Polaronie Pripyat, czyli duże cyfry, dość niezła trwałość i problematyczna wymiana, gdyż w chwili obecnej ciężko dostać zamienniki. Należy również nie wystawiać go na zbyt duży mróz lub promienie słoneczne, co może poskutkować jego wylaniem. Zdecydowany minusem jest brak możliwości podświetlenia sklali, w nocy uratować może nas wyłącznie latarka.
Za zasilanie odpowiada bateria 6f22 9V, czyli bardzo standardowo jak na po Czarnobylski sprzęt pomiarowy, czas pracy na jednej alkalicznej baterii ciężko oszacować, ale zapewne wynosi ponad 100h, nie jest to zły wynik, ale również daleko mu do nowoczesnych energooszczędnych rozwiązań. Wymiana baterii jest prosta, klapka nie wymaga użycia śrubokrętu i trzyma się dobrze po zamknięciu, można uznać ją za plus. Szkoda, że zabrakło możliwości kontroli napięcia baterii, na szczęście jednak jesteśmy informowani o niskim napięciu ogniwa poprzez migający symbol baterii na wyświetlaczu.
Sercem Jupitera są aż dwa liczniki GM typu SBM-20, czyli sprawdzona i trwała konstrukcja, niestety zabrakło zdejmowalnego filtra dla pomiaru aktywności rozpadów beta, detektory zostały owinięte ołowianą folią, dlatego też dozymetr został wybitnie przystosowany do ustalania mocy dawki gamma, kompensacja energetyczna sprawdza się nieźle, jednak mam wrażenie, że wyższe energie cząstek beta mimo wszystko przedostają się do licznika GM, ale o tym napiszę więcej w dalszej części recenzji. Zakres pomiarowy można uznać za atut, do dyspozycji mamy dwa tryby pomiarowe, pierwszy od 0.01 μSv/h do 99.99 μSv/h trwający 20 sekund i drugi, trwający dwie sekundy od 1 μSv/h do 999 μSv/h, który wzorowo sprawdza się wszędzie tam, gdzie poziom promieniowania jest na tyle wysoki, by móc wykonać błyskawiczny pomiar i oddalić się od epicentrum radiacji.
Dodatkowych opcji wiele tutaj nie znajdziemy, ale na szczęście jakieś są, istnieje możliwość ustawienia progu alarmu, niestety są na sztywno zaprogramowane, odpowiada za nie pokrętło u góry urządzenia, do wyboru mamy 0.6 μSv/h / 1.2 μSv/h i 4 μSv/h. Każdy przyjęty kwant sygnalizowany jest dźwiękiem, tutaj należy zwrócić uwagę na niesamowicie klimatyczną barwę „terkotu” moim zdaniem jest to najlepiej brzmiący dozymetr na rynku, dźwięk ten również jest dość głośny, można uznać to za atut, bądź wadę, niestety zdecydowanym minusem jest brak możliwości wyłączenia tego dźwięku.
Wykonałem już standardowy test ekranowania liczników GM i słuszności kalibracji dla ustalania mocy dawki gamma.
Jak widzimy wyniki są całkiem sensowne, nie zauważyłem szczególnie dużych różnic wskazań, należy jednak brać pod uwagę udział dwóch liczników GM zamontowanych szeregowo. Ekranowanie co prawda nie jest idealne, kompensacja energetyczna nie odcina całkowicie rozpadów beta, ale też nie zaburza diametralnie wskazań.
Podsumowując, jest to bardzo stara konstrukcja, gdzie w obecnych czasach wręcz archaiczna pod względem czasowego odświeżania wyniku, bez uwzględniania wskazań z poprzednich, ale również wyróżnia się kilkoma ciekawymi rozwiązaniami, których brak w sprzęcie pomiarowych po Czarnobylu, zamontowano dwa liczniki GM, dodano alarm i funkcje błyskawicznego pomiaru nazwanej „Search”, dodajmy do tego niezły zakres pomiarowy i jeden z najbardziej klimatycznych dźwięków. Generalnie kupić można, ale nie warto też przepłacać, niestety jego obecna cena jest dość wysoka na rynku wtórnym, a szkoda.
Plusy
- Klimatyczny i głośny dźwięk przyjętych kwantów
- Alarm
- Niezły zakres pomiarowy do 999 μSv/h
- Trub poszukiwania, pomiar na szybko
- Czytelne duże cyfry
- Wytrzymałe etui
- Dwa sprawdzone liczniki GM typu SBM-20
- Prawidłowo ustala moc dawki gamma (błędy mieszcza się w zakresie)
Minusy
- Brak możliwości podświetlenia wskazań
- Brak możliwości wyłączenia dźwięku
- Tylko trzy poziomy alarmu
- Brak możliwości sprawdzenia napięcia baterii
- Wynik odświeżany co 20 sekund podczas standardowego pomiaru
- Obecnie drogi
- Niezbyt szczelna obudowa
- Brak uśredniania wyniku